Nie zrzucaj ciężaru swojego życia
źródło: foto:flickr.com, autor: Hjorthefoto
Nie zrzucaj ciężaru swojego życia
Mały chłopiec z wściekłością rzucił kamieniem w uciekającego kota.
- Dlaczego to robisz? - zapytał dziadek.
Mały, obrażony na cały świat, milczał. Dziadkowi udało się jednak wydobyć z niego prawdę. Chłopiec lubił zwierzęta i gdy przeszła mu złość, żal mu się zrobiło kota. Wszystko zaczęło się od...
Nie wiadomo, gdzie był początek. Policjant miał bardzo zły humor i z całą surowością karał najmniejsze przewinienie. Nauczyciel zapłacił mandat i lekcję rozpoczął od bezlitosnego sprawdzania wiadomości, nie uwzględniając żadnego usprawiedliwienia. Starszy brat dostał jedynkę, zanim zdążył otworzyć usta i po powrocie do domu dał młodszemu bratu porządnego kuksańca za to, że tamten włożył jego sweter. Chłopiec wybiegł na podwórko i zobaczył kota...
Dziadek wysłuchał wszystkiego i zaczął opowiadać chłopcu pewną historię.
- Przed wielu, wielu laty mały, biedny lud przemierzał pustynną, kamienistą ziemię w poszukiwaniu urodzajnego kraju, gdzie miałby pod dostatkiem wody i pożywienia, gdzie mógłby osiąść na stałe. Jak w każdym narodzie byli w nim ludzie mali i wielcy i tacy sobie, średni. Każdy niósł ze sobą z miejsca na miejsce to, co nagromadził w swoim życiu: radości i smutki, dobre i złe czyny, pragnienia, porażki i sukcesy, codzienne kłopoty... Skórzane worki z cierpieniem były bardzo ciężkie, ale były proporcjonalne do wielkości człowieka. Każdy miał własny worek. Nawet dzieci dźwigały swoje małe woreczki. Początkowo wszyscy wędrowali z ochotą, bo wizja bogatego, szczęśliwego kraju, w którym osiądą, dodawała im sił. Gdy jednak mijał dzień za dniem, miesiąc za miesiącem i nie widać było końca drogi, a worki stawały się coraz cięższe, bo przybywało cierpienia - zaczęli szemrać. Strach podpowiadał im, że opadną z sił i zostaną gdzieś na pustyni. Wielcy zaczęli więc zrzucać swoje worki na plecy średnich, a średni na plecy małych, mali zaś na plecy tych najmniejszych.
Ludzie przeciążeni ponad miarę zaczęli słabnąć, szli coraz wolniej. W dodatku, zajęci tylko własną wygodą, nie zauważyli, że zeszli z drogi i zaczęli kręcić się w kółko. Im bardziej bali się o swoje życie, tym mocniejszy stawał się wewnętrzny głos, który podszeptywał, że ocalą swoje życie, gdy najmniejszy pojawiający się ciężar od razu zrzucą na innych. Lud marniał z każdym dniem i pewnie wszyscy by zginęli, gdyby wśród nich nie objawił się wielki i mocny król. On jeden nie bał się o swoje życie i wiedział, jak odnaleźć zgubioną drogę.
- Nie bójcie się - powiedział do przerażonych ludzi. - Obiecuję, że doprowadzę was do urodzajnego kraju. Jest tylko jeden warunek: każdy poniesie worek mniejszego od siebie, a ja, ponieważ jestem najsilniejszy, wezmę najcięższy worek.
Mali przyjęli to z radością, ale wielcy byli zbyt dumni, by dźwigać cudze ciężary. Ufni w swą siłę poszli własną drogą... Podobno ich duchy do tej pory błąkają się po pustyni - opowiadał dziadek.
- A pozostali? Co z nimi? - zapytał chłopiec.
- Przy królu pozostała garstka tych najsłabszych. Droga była jeszcze długa, ale teraz każdy z nich niósł ciężar mniejszy niż mógłby udźwignąć i wszyscy mogli iść szybciej. Ludzie słuchali króla i bezpiecznie dotarli do pięknego kraju. Odpoczęli tu po trudach wędrówki i założywszy osadę wspólnie się weselili - zakończył opowiadanie dziadek. Po chwili milczenia dodał:
- Jeżeli nie chcesz, aby „twój duch błąkał się po pustyni", nie zrzucaj ciężaru swego życia na słabszych. Przyjdź do mnie, pomogę ci go nieść, bo jestem silniejszy.
Elżbieta Polak
Komentarze (0)
Zaloguj się, aby dodać komentarz