Ofiarowanie

źródło: foto:flickr.com, autor:soraya nulliah

ofiarowanieOfiarowanie

- Kto ostatni w kolejce do ofiarowania?

- Ja, mam numerek 852, a pani?

- Mam 853. Długo się czeka?

- Nie, szybko idzie. A pani w imię czego składa ofiarę?

- W imię miłości, a pani?

- Ja dla dzieci, wszystko bym za nie oddała...

- A co pani składa w ofierze?

- Swoje życie osobiste. Wszystko dla dzieci. Ze wszystkiego rezygnuję. Z nikim się nie spotykam, wszystkiego w domu muszę dopilnować. Nic sobie nie kupuję, nigdzie nie chodzę. Rzuciłam dobrą pracę, żeby być bliżej domu, teraz sprzątam w przedszkolu, żeby osobiście dzieci doglądać. Nic dla siebie nie chcę.

- Rozumiem panią. A ja składam swoje uczucia w ofierze. Wie pani, z mężem mi się dawno nie układa... ma inną. Mąż nie chce odejść pierwszy, mówi, że się przyzwyczaił do mnie. Ja też nie potrafię odejść - żal mi go... I tak sobie trwamy... O! Pani numerek się świeci! Boję się, co będzie jak nie przyjmą mojej ofiary?

853 zwija się w kłębek i czeka na swoją kolej. 852 długo nie wychodzi, w końcu drzwi do gabinetu się otwierają i 852 stoi oszołomiona.

- No i co? Co pani powiedzieli? Przyjęli ofiarę?

- Nie... Powiedzieli, że okres próbny. Kazali jeszcze się zastanowić.

- Jak to??? Dlaczego???

- Pani kochana, oni mnie spytali czy przemyślałam wszystko, bo to przecież nieodwracalne. Powiedziałam im, że dzieci jak dorosną to docenią, co matka dla nich poświęciła. A oni mi film pokazali. O mnie, o mojej przyszłości. Jak córka za mąż wyszła i się wyprowadziła do innego miasta, a syn dzwoni tylko raz w miesiącu. Ja go w tym filmie pytam dlaczego, a on mówi, żebym się do jego życia nie wtrącała i zajęła sobą. A jak mam się sobą zająć, kiedy się nigdy sobą nie zajmowałam, nie umiem!

- No to teraz ja idę... 853 się świeci...

- Dzień dobry pani. Proszę usiąść. Co pani nam przyniosła?

- Uczucia...

- Rozumiem... Proszę pokazać.

- Niech pan patrzy, niewiele tego, ale świeżutkie, nienoszone, pół roku mają dopiero...

- Co pani chce w zamian?

- Ocalić rodzinę.

- Czyją? Pani? A co tam jest do ocalenia?

- Mąż ma kochankę, dawno.

- A pani?

- Ja od pół roku mam kogoś...

- Te uczucia, co pani przyniosła, to do tego nowego?

- Tak. Żeby tylko ocalić rodzinę.

- Jaką rodzinę? Przecież sama pani mówi, że mąż ma inną kobietę, a pani innego mężczyznę, gdzie tu rodzina?

- Ale rozwodu nie było! Wciąż jesteśmy małżeństwem!

- I to pani odpowiada?

- Nie!
- Ale wymienić na nowy związek pani nie chce?

- Nie... to nie są jakieś wielkie uczucia...

- No to skoro pani ich nie szkoda, to poproszę, może pani złożyć ofiarę.

- Ale słyszałam, że film jakiś pokazujecie, o przyszłości... Dlaczego ja nie mogę obejrzeć?

- Różne tu filmy pokazujemy. Jednym o przyszłości, a innym o przeszłości... A pani pokażemy o teraźniejszości. Włączam proszę patrzeć.

- To ja??? Masakra, jak ja wyglądam??? To kłamstwo!!! Przecież dbam o siebie!

- Cóż, pani stan ducha przekłada się na wygląd.

- Ale jak to??? Przygarbiona jakaś jestem, usta zacięte, oczy mętne, włosy oklapnięte...

- Tak wyglądają ludzie kiedy ich dusza płacze...

- A co to za chłopiec? Taki słodki... O, tuli się do mnie!

- Nie poznaje pani? To pani mąż, w pani projekcji.

- Mąż??? Bzdura!!! Mąż jest dorosłym człowiekiem!

- A w głębi duszy jest małym chłopcem. I tuli się do mamusi...

- Ale tak mi wpojono w dzieciństwie, że kobieta musi być silniejsza, mądrzejsza, bardziej stanowcza. Że musi wspierać męża.

- No i tak pani ma: silna, mądra, stanowcza mamusia kieruje swoim chłopcem-mężem. I przytuli i nakrzyczy, ukarze i wybaczy, pożałuje i nakarmi.

- Ale przecież nie jestem mamusią tylko żoną! A on ma kochankę! Lata do niej, a potem wraca, a ja go i tak kocham!

- Oczywiście, ma się rozumieć, chłopiec się bawi w piaskownicy i wraca do domu, do ukochanej mamusi. Popłacze trochę w fartuch, pokaja się... Dobra, koniec oglądania. Będziemy finalizować. Składa pani miłość w ofierze czy nie?

- A przyszłość? Nie pokazaliście mi przyszłości!

- Bo jej pani nie ma. Przy takiej teraźniejszości pani chłopiec ucieknie, jak nie do innej kobiety, to w chorobę. Albo w ogóle - donikąd. Znajdzie sobie sposób wyrwania się spod mamusinej spódnicy. Przecież sam ma ochotę dorosnąć...

- To co mam robić? Dla kogo będę się ofiarowywać?

- To już pani powinna lepiej od nas wiedzieć. Podoba się pani rola mamusi widocznie. Bardziej, niż żony. Mamusie też bywają kochane. No to jak? Będzie pani składać ofiarę? W imię ocalenia tego co jest i żeby pani mąż pozostał synkiem?

- Nie, nie wiem, nie jestem gotowa... muszę pomyśleć...

- Dajemy czas na myślenie.

- A co ja mam zrobić, żeby mąż... no... tego... wydoroślał?

- Przestać być mamusią. Odwrócić się twarzą do siebie i nauczyć się być Kobietą. Atrakcyjną, tajemniczą, zajmującą, pożądaną. Taką, której ma się ochotę podarować kwiaty i śpiewać serenady pod oknem, a nie płakać na ciepłej miękkiej piersi.

- Pomoże?

- Z reguły pomaga. Ale tylko pod warunkiem, że się pani zdecyduje być Kobietą. Jakby co - proszę przyjść. Uczucia ma pani piękne, z przyjemnością je weźmiemy. Wie pani ile osób marzy o takich uczuciach? Jak się pani zdecyduje je ofiarować - zapraszamy!

- Pomyślę...

853 wychodzi w zamyśleniu z gabinetu, tuląc do piersi swoje uczucia. 854 umierając z niepokoju podnosi się z krzesła i zmierza w kierunku otwartych drzwi.

- Gotów jestem ofiarować swoje potrzeby, żeby tylko mamusia była zadowolona...,- szepcze 854.

Drzwi się zamykają. W poczekalni siedzą ludzie tuląc swoje marzenia, talenty, cele, plany, karierę, możliwości - wszystko to, co postanowili złożyć w ofierze...


Na motywach opowiadania Iriny Sieminoj

 

Komentarze (2)

Zaloguj się, aby dodać komentarz