Dostęp do tej części portalu wymaga zalogowania

Poradzisz sobie ze wszystkim, co cię spotyka...

autor: Regina Brett , źródło: Bóg nigdy nie mruga , wydawca: Insignis Media

brak oceny

Poradzisz sobie ze wszystkim, co cię spotyka,

jeśli skupisz się na chwili obecnej, zamiast wybiegać myślą naprzód  


słońceBył w moim życiu taki moment - a właściwie całe lata - kiedy nieznajomi zatrzymywali mnie na ulicy i pytali, czy dobrze się czuję. Chodziłam ze spuszczoną głową i w rozpiętym płaszczu w zimnie, śnieżne, wietrzne dni, bez rękawiczek, bez czapki, bez szalika. Wyglądałam tak, jakby świat się ode mnie odwrócił, jakbym nie miała żadnych przyjaciół, jakbym straciła najbliższa osobę. Ludzie przystawali i pytali:

- Ma pani kiepski dzień?

Kręciłam głową i odpowiadałam:

- Nie. Mam kiepskie życie.

I naprawdę tak myślałam.

W rzeczywistości nikt nie ma kiepskiego życia. Ani nawet kiepskiego dnia. Co najwyżej kiepski moment.

Lata terapii i spotkań grup wsparcia pomogły mi wyjść na prostą, a potem odrodziłam się dzięki wyjazdom rekolekcyjnym. Dziura w moim sercu, przez którą dotychczas wyciekała cała miłość płynąca od rodziny i przyjaciół wreszcie mogła się zasklepić. Wtedy na scenie pojawił się mężczyzna moich marzeń. Dostałam więcej miłości, niż mogłam pomieścić w sobie, więc przelałam ją na innych. Niemal bez przerwy towarzyszyło mi poczucie, że życie jest piękne. W końcu po latach ciężkiej pracy zaczęłam nowy etap. Kochałam życie a ono kochało mnie. Zrobiłam sobie nawet tablicę marzeń, na której zaplanowałam swoją wymarzoną przyszłość. Nauczanie. Rekolekcje. Książki. Cykliczne felietony publikowane w wielu magazynach. Dzielenie się wszystkim, co otrzymałam od życia.

I wtedy zachorowałam na raka.

Nie muszę chyba dodawać, że nowotworu piersi nie było na mojej tablicy marzeń. Przez chorobę dotknęło mnie długie, przewlekłe cierpienie, które przebiło niemal wszystko, co przeżyłam w przeszłości. Każdego dnia miałam wybór: rozmyślać nad uciążliwością terapii przeciwnowotworowej albo czerpać radość z samego faktu, że żyję.

Nie było mi łatwo.

Miałam wrażenie jakbym zamieszkałam w książeczce „Gdzie jest Waldo?", tylko zamiast szukać dziwnego faceta w pasiastej czapce, próbowałam znaleźć coś pozytywnego w dniu, w którym jedzenie miało metaliczny posmak, zwracałam każdy posiłek, obcy ludzie gapili się na moją łysą głowę, a ja nie poznawałam samej siebie w lustrze.

Terapia nie była taka zła, jak moje podejście. Cierpiałam bo nie skupiałam się na chwili obecnej. Rozmyślałam o przeszłości, licząc w pamięci wszystkie te dni, kiedy źle się czułam. Potem marnowałam czas na lęk przed przyszłością: następna dawka chemioterapii; efektami ubocznymi, które przyniesie; posiłkami, których nie utrzymam w żołądku; zmęczeniem po naświetlaniach, kiedy chemioterapia się skończy.

Był tylko jeden sposób żeby to wszystko wytrzymać: przestać rozmyślać o tym co (dobrego i złego) zdarzyła się wczoraj i co (dobrego i złego) może mnie spotkać jutro. Jedyny moment, w którym warto żyć, to dzień dzisiejszy. Zrozumiałam, że każde dwadzieścia cztery godziny będą do zniesienia, jeśli nie zatruję ich przeszłością i przyszłością. Mogłam przeżyć jeden dzień z rakiem, jeśli to było wszystko z czym miałam się zmierzyć.

Ignorowanie kalendarza wymagało ode mnie stałej dyscypliny. Musiałam być czujna, żeby wyrzucać z myśli każdy dzień poza tym, który właśnie trwał. Codziennie zaczynałam od nowa. Każdy poranek był jak nowy początek: zapomnij o wczoraj i nawet nie myśl o jutrze. Po prostu żyj tym co dzieje się dziś (...)

Kiedy wyparłam z myśli wszystko poza chwilą obecną, w moim życiu pojawiła się radość. Nie długie godziny ekstazy, ale momenty subtelnej przyjemności, których już nie przegapiałam, rozmyślając o wczoraj albo wypatrując jutra.

Bywają dni kiedy nie potrafię się skupić na dwudziestu czterech godzinach naraz, więc przeżywam dzień godzina po godzinie, chwila po chwili. Rozbijam to zadanie, wyzwanie, ten lęk na małe, mikroskopijne kawałeczki. Potrafię sobie poradzić z odrobiną strachu, depresji, złości, bólu, smutku, samotności, choroby. Czasami przykładam sobie nawet dłonie do twarzy obok oczu, jak klapki, które zakłada się koniom. W ten sposób przypominam sobie, żeby żyć chwilą obecną. Klapki na oczach sprawiają, że konie koncentrują się na drodze przed sobą. Dzięki nim nie mogą spojrzeć w bok, dlatego nic ich nie przestraszy ani nie zdekoncentruje. Nie widzą, co się zaraz stanie, więc wciąż stawiają kopyto za kopytem i idą na przód. Zakładam sobie klapki na oczy i mówię do siebie: nie wyglądaj jutra, nie oglądaj się na wczoraj, a potem robię krok za krokiem.

W opowiadaniu „Historia pewnego ojca" Andre Dubus napisał:

Bez trudu zdołasz przetrwać każdy dzień, jeśli potrafisz przetrwać jedną chwilę. Rozpacz to wytwór wyobraźni, która udaje że przyszłość istnieje i uparcie przewiduje miliony chwil, tysiące dni, czym tak się wyczerpuje, że nie potrafi żyć chwilą, która trwa.

To wszystko czego się od nas oczekuje - byśmy żyli chwilą obecną.


Fragment opowiadania Reginy Brett Poradzisz sobie ze wszystkim, co cię spotyka, jeśli skupisz się na chwili obecnej, zamiast wybiegać myślą naprzód" pochodzący z książki „Bóg nigdy nie mruga" wydawnictwa Insignis Media.


Komentarze (0)

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy