O kochających rękach
O kochających rękach
Pewien filozof, patrząc, jak żona czyści różne przedmioty w domu, poprawia kwiaty w wazonie, naprawia bieliznę, myślał sobie:
- To rzeczywiście prawda, że istnieją dwa typy ludzi: ci, co potrafią używać rąk, i ci, co umieją posługiwać się głową. Na szczęście ja należę do tych ostatnich.
Potem żona umarła i już nikt nie zajmował się więcej domem filozofa. Początkowo nawet mu to odpowiadało, ponieważ myślał sobie, że dzięki temu nikt z otoczenia nie może wpływać na jego myśli. Mylił się jednak w swym osądzie, ponieważ pajęczyny, kurz, nieporządek przyćmiły powoli jego inteligencję. Okazało się, że wcześniej harmonia, jaką otaczała go żona, była prawdziwą ostoją jego mądrości.
Filozof buntował się wobec tak głupiej hipotezy. Aż pewnego wieczora, kiedy już nie mógł powiązać myśli, podniósł z ziemi wazonik, który żona własnoręcznie ozdobiła. Patrząc na niego, pomyślał:
- Ta kobieta miała zręczne ręce.
A kiedy to mówił, ozdabiające wazon kwiaty zostały mu w rękach żywe i pachnące. I wtedy filozof, który - podobnie jak wszyscy filozofowie - miał wielkie myśli, ale mało uczuć, pojął, że praca jego partnerki, wyrażana rękami, tak naprawdę była dziełem jej serca. Może i było to drobne, w kółko powtarzające się i ograniczone zajęcie, ale stanowiło kolebkę jego inteligencji.
Bo tak naprawdę jego inteligencja zaczęła zamierać, kiedy przestało bić jej serce.
P. D'Aubrigy
Komentarze (2)
Zaloguj się, aby dodać komentarz